Zacytuję siebie samą z tamtego dnia:
Przeżyliśmy noc. Ja... spałam jak kamień - chyba wiedząc, że Seb czuwa, pozwoliłam sobie ulec zmęczeniu. Wstałam tylko w nocy zrobić zastrzyk.
Iru miała lepsze i gorsze momenty, ale przeszła sama z pokoju do sypialni i w końcu spała, dosyć długo. Rano przywitała nas merdaniem ogona i charakterystycznym machnięciem łapą ("ej, pogłaszcz mnie"). Popiskiwała już z przerwami, a nie non-stop. Jest lepiej.
Za chwilę jedziemy na kontrolę. Ma spuchniętą tylną łapę - tę, w której jest wenflon. Martwi mnie, że opuchlizna nie schodzi od wczoraj mimo poluzowania opatrunku - ale za chwilę obejrzą to specjaliści. Czeka nas traumatyczne znoszenie na kocu na dwór i wizyta w tym stresującym miejscu...
Iru miała lepsze i gorsze momenty, ale przeszła sama z pokoju do sypialni i w końcu spała, dosyć długo. Rano przywitała nas merdaniem ogona i charakterystycznym machnięciem łapą ("ej, pogłaszcz mnie"). Popiskiwała już z przerwami, a nie non-stop. Jest lepiej.
Za chwilę jedziemy na kontrolę. Ma spuchniętą tylną łapę - tę, w której jest wenflon. Martwi mnie, że opuchlizna nie schodzi od wczoraj mimo poluzowania opatrunku - ale za chwilę obejrzą to specjaliści. Czeka nas traumatyczne znoszenie na kocu na dwór i wizyta w tym stresującym miejscu...
Po wizycie pisałam:
Panna
dzisiaj postanowiła wziąć sprawę w swoje łapy i samodzielnie dohopsała z
przychodni do auta, bezzwłocznie również do niego wskakując Zjadła pierwszy, nieduży posiłek i teraz odpoczywa. Na ten moment wszystko w porządku! Jutro zmiana opatrunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz