W chwili, kiedy to piszę, minęło już 10 dni od operacji. Z dzisiejszej perspektywy trudno mi jest przywołać tamte emocje - ale był to chyba najtrudniejszy dzień w moim życiu. Wiedziałam, że amputacja przedniej łapy wraz z łopatką to poważna operacja. Bałam się tego bardzo. Przed operacją nie mogłam spać, a kiedy już spałam, śniły mi się koszmary. Na przykład, że przyjeżdżam po Iru i okazuje się, że amputowano jej zdrową łapkę...
Wiedziałam, że będzie trudno, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
Przywieźliśmy Iru do kliniki chirurgii o 9:30. Byliśmy przy niej, kiedy dostała tzw. "głupiego jasia". Głaskaliśmy podczas golenia prawego boku i zakładania wenflonu - a potem pojechaliśmy do domu z przykazem, by wrócić po nią za dwie godziny. O dziwo, ten czas minął błyskawicznie!
Kiedy przyjechaliśmy, zastaliśmy Iru leżącą na stole. Ktoś kończył robić jej opatrunek. Leżała z zawiązanym pyskiem i przeraźliwie skamlała. To było jęczenie przeplatane skowytem. Sprawiała wrażenie, że strasznie ją to boli i trudno było mi uwierzyć pani anestezjolog na słowo, że nie, że to panika i pobudzenie po silnych lekach narkotycznych. Seb wysłuchiwał instrukcji dotyczących opatrunku, ja - leków przeciwbólowych. Ledwo powstrzymując płacz - tak bardzo przeraził mnie jej stan. Wiedziałam jednak, że nie mogę pozwolić sobie na słabość.
W samochodzie Iru nie przestawała skowyczeć, patrzyła na mnie niewidzącym wzrokiem, miała atak paniki w wyniku którego spadła na podłogę. Jakimś cudem wnieśliśmy ją na drugie piętro. Wszyscy padliśmy na podłogę. A ona cały czas jęczała. Ten jęk/płacz/skowyt towarzyszył nam przez cały dzień - 10 godzin nieustannie zawodziła. Nie od czasu do czasu, tylko non-stop. Krótka przerwa nastąpiła tylko chwilę po podaniu zastrzyku z morfiną, ale trwała jedynie dwie godziny. Leżeliśmy z nią na podłodze, głaszcząc uspokajająco. Po paru godzinach jej oddech się uspokoił, a ja przyzwyczaiłam się do nieprzerwanego skamlenia.
Mimo szoku i przerażenia, jak tylko oddalałam się od niej, Iru wstawała i próbowała chodzić. Nieporadnie, ale jednak.
Jeszcze w dniu operacji wieczorem wynieśliśmy ją na kocu na dwór, a ona pokicała przez trawnik, żeby zrobić sioo (przez cały dzień piła sporo wody).
Tak minął pierwszy dzień na trzech łapach.